Psychologia społeczna bada zjawiska uniwersalne – z prof. Michałem Bilewiczem rozmawia Karolina Duszczyk

Dodano: :: Kategorie: Aktualności
-A A+

Mowa pogardy zaczyna się wtedy, kiedy język rzeczywiście krzywdzi ? mówi dr hab. Michał Bilewicz, laureat programów START i FOCUS Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Swoje badania nad ?mową pogardy? prowadzi w Centrum Badań nad Uprzedzeniami Uniwersytetu Warszawskiego.

Zapraszamy do lektury!

 

/Na zdjęciu prof. dr hab. Michał Bilewicz, fot. Paweł Kula/

Psychologia społeczna bada zjawiska uniwersalne

Z prof. dr hab. Michałem Bilewiczem, psychologiem społecznym, rozmawia Karolina Duszczyk

KAROLINA DUSZCZYK:  Gdzie kończy się wolność słowa i prawo do krytyki a zaczyna mowa nienawiści? Czy osoby, które wyrażają swój brak akceptacji są już hejterami?

MICHAŁ BILEWICZ: Brak akceptacji może wydawać się zwykłym przekonaniem. Proszę wyobrazić sobie życie w społeczeństwie, gdzie wciąż słyszałaby Pani, że jest nieakceptowana. Gdyby w ramach zintegrowanego rynku pracy Unii Europejskiej pojechała pani do pracy w Irlandii i tam wszyscy dawaliby do zrozumienia, że nie akceptują pani obecności. Podobnie dziecko polskich dyplomatów, otoczone brakiem akceptacji rówieśników w szkole, czułoby się paskudnie. Czy mamy więc pozostawić wybór osobie nie akceptującej praw mniejszości? Ktoś zawsze pada tego ofiarą. Trudno wyobrazić sobie społeczeństwo, w którym nie będzie żadnej migracji, żadnej etniczności, żadnej innej religijności, jakiejkolwiek obcości. Brak akceptacji traktowany jest w psychologii jako faktyczne uprzedzenie, bo uderza w dobrostan części społeczeństwa.

Czy w braku akceptacji wobec imigrantów z całkiem odmiennego kręgu kulturowego można dostrzec ochronę tożsamości narodowej? Osoby, które uważają, że chronią swoje wartości, ale nie mogą wyrazić otwarcie swojego braku akceptacji, klasyfikowane są jako kierujące się uprzedzeniami. To powoduje, że oni sami czują się ofiarami mowy pogardy.

To, jak te osoby to traktują, jest również ciekawym zagadnieniem dla psychologa. Każda osoba, która ma takie przekonania, znajduje dla nich jakieś uzasadnienie. Ale trzeba pamiętać, że silne narody nie boją się zniknięcia. Jeżeli czujemy się naprawdę mocni w naszej kulturze narodowej, jeżeli ona jest żywotna, to trudno się obawiać, że kilku muzułmanów spowoduje, że nasza kultura przestanie istnieć. Będzie odwrotnie ? wiemy, że tych kilku muzułmanów prawdopodobnie kiedyś stanie się po prostu dobrymi Polakami. Popatrzmy na całą polską kulturę – Teodora Axentowicza, wybitnego polskiego malarza z rodziny ormiańskiej, Jana Lechonia, poety z rodziny tatarskiej albo Juliana Tuwima z rodziny żydowskiej. Kiedyś ich dziadowie przybyli do Polski i byli obcy. Adam Mickiewicz pochodził z rodziny frankistów, czyli też z rodziny spolonizowanych Żydów, żydowskie pochodzenie miał też Krzysztof Kamil Baczyński. Polska kultura ma wielką zdolność asymilowania ludzi z bardzo różnych kultur. Napływ 8 tysięcy osób w skali 36 milionowego społeczeństwa nie oznaczałby, że skończy się Polska. To jest przekonanie świadczące o bardzo niskiej wierze ludzi w żywotność własnej kultury. Spójrzmy na kulturę niemiecką. Po przyjęciu miliona imigrantów  nadal w Niemczech mówi się po niemiecku. Podobnie Tureccy imigranci w Niemczech zazwyczaj włączali się do społeczeństwa kraju przyjmującego. Czy nasza kultura miałaby być słabsza niż niemiecka?

Czy zatem takie badania mogą dzielić ludzi? Czy osoby zaklasyfikowane do grupy ?posługujących się mowa pogardy i nienawiści?, mogą być ambasadorami swojej kultury?

Nikogo nie klasyfikujemy. Badamy zjawisko, jakim jest, i patrzymy do czego ono doprowadzi. Czasem próbuję wyjść poza placówki naukowe i udzielać wywiadów na ten temat, pisać artykuły do prasy popularnej i książek. Właśnie po to, żeby trafić do osób, które nadal jakieś lęki mogą odczuwać. Jeżeli mamy przekonanie o tym, że nasza kultura jest silna, to tak naprawdę nie powinniśmy się bać pojawienia się imigrantów. Ale droga do przekonania osób, które są tak głęboko zalęknione, jest bardzo długa.

Czy określenie obecnych zachowań ludzi jako ?epidemia? jest właściwym sposobem na złagodzenie mowy pogardy? Czy to naukowa obiektywna analiza czy jednak forma oceny?

Określenie epidemia dotyczy raczej pewnej nieliniowej dynamiki, opisującej ?zarażanie się? mową nienawiści w populacji. Modele epidemiczne są powszechnie stosowane w analizie sieci, w fizyce, jak również biologii. Jeżeli więc mówimy tu o epidemii, to dlatego, że z tym wiążą się pewne modele analizy, które zamierzamy w tym projekcie stosować. Podobnie jak przy badaniach zdrowia publicznego, gdzie analizie podlega rozpowszechnianie się jakichś chorób, tak też może rozpowszechniać się w populacji jakaś informacja. Chodzi o dynamikę zjawiska i w nazwie realizowanego przez mój zespół projektu nie widzę szczególnie negatywnego wydźwięku tego słowa. Aczkolwiek oczywiście sama mowa nienawiści jest problemem. Mowa nienawiści nie jest zjawiskiem neutralnym i dlatego uważam że jest warta badań ?  jeżeli od nich może zależeć, jak będzie się czuła polska uczennica w szkole w Irlandii, romskie dziecko w Polsce czy ukraiński pracownik na budowie w Czechach. Jeżeli dane mówią o wzroście skali samobójstw w populacjach narażonych na mowę nienawiści, to badanie tego zjawiska wydaje mi się uzasadnione.

To dlaczego badania dotyczące epidemii mowy nienawiści i mowy pogardy wywołują kontrowersje?

Badania te zostały przedstawione w mediach jako dotyczące wyłącznie mowy nienawiści w Polsce czyli uprzedzeń Polaków. Tymczasem my badamy podstawowe zjawiska, które można znaleźć wszędzie. Czyli to, jak mowa nienawiści faktycznie zmienia nasze postawy i sposób myślenia. Na całym świecie rzeczywistość zmienia się na naszych oczach i musimy rozumieć, jak mowa pogardy wpływa na to, że zaczynamy być bardziej defensywni i zaczynamy reagować nienawiścią lub pogardą właśnie na mniejszości czy imigrantów. Właśnie dlatego te badania są publikowane nie w Polsce, tylko w czasopismach naukowych amerykańskich. Kilka miesięcy temu o naszych badaniach napisał amerykański Pacific Standard, bo pomagają zrozumieć procesy zachodzące również w Stanach Zjednoczonych.

Badania w projekcie ?Epidemia mowy pogardy? nie będą prowadzone tylko na Polakach?

Będziemy analizować mowę nienawiści w Polsce, ale też w wielu innych krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii i  w Niemczech. Będziemy też badać wspólnie z amerykańskimi badaczami dynamikę języka nazistowskiej propagandy niemieckiej z lat trzydziestych. Do tego dochodzą badania psychofizjologiczne i neurofizjologiczne, które pozwolą zrozumieć, jak przemocowy język zmienia naszą wrażliwość. W ramach projektu finansowanego z grantu NCN generalnie badamy człowieka, będziemy też analizować próby z kilkunastu państw z innego zakończonego przez nas projektu. Byłem zaskoczony oceną, że nasz ośrodek za 2 miliony zł będzie prowadził badania oczerniające Polaków.

W psychologii społecznej chodzi o zrozumienie zjawisk uniwersalnych, które mogą się zdarzyć w każdej grupie, nie chodzi tylko o naród polski. W tym sensie psychologia zawsze wydawała mi się nauką neutralną i uniwersalną. Staramy się badać, jak mowa nienawiści wpływa na dobrostan w różnych grupach mniejszościowych. Badania pokazują, że na przykład osoby LGBT w Polsce, które spotykają się z mową nienawiści, mają wyższe wskaźniki depresji.

Ale to znów badania pokazujące zjawisko w Polsce.

Ale równie dobrze mogłyby dotyczyć polskich imigrantów też w Wielkiej Brytanii. Polacy, którzy padają tam ofiarami mowy nienawiści, mogą mieć problemy psychiczne, częściej popełniać  samobójstwa. Zresztą Brian Mullen zaobserwował wpływ mowy nienawiści na skalę samobójstw w grupach imigranckich w Kanadzie. Nikomu nie przyszło do głowy, żeby zarzucać mu ?antykanadyjskość?, podobnie jak nam zarzuca się obecnie antypolskość z powodu prowadzonych badań. Te uniwersalne wzorce pojawiają się, kiedy mamy społeczeństwo większości i mniejszości. Spotkałem się z zarzutem, że badamy mniejszości, a nie większość. Ale my badamy po prostu relację między tymi grupami, która jest w wielu miejscach na świecie. Jeżeli możemy to pokazać w jakimś jednym kontekście, a badanie było poprawnie przeprowadzone pod względem metodologicznym, to jego wyniki można ekstrapolować na Sikhów w Wielkiej Brytanii albo na Portorykańczyków w Stanach Zjednoczonych. Podziały ludzi na mniejszości i większość są uniwersalne w każdym społeczeństwie.

Jak wygląda zdrowe utożsamianie się ze swoją społecznością?

Są dwa rodzaje utożsamiania się ze swoją grupą: narcystyczne i zdrowe. Może to być naród albo dowolna inna grupa, choćby pracownicy Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Człowiek zdrowo identyfikujący się z Wydziałem Psychologii będzie dążył do tego, żeby wydział ten miał zawsze kategorię A+ parametryzacji. Czyli – żeby powstawały tam najważniejsze publikacje, które będzie cytował cały świat. Czyli – żeby powstawały teorie  wyjaśniające coś ważnego. I żebyśmy byli cenieni jako ludzie, którzy faktycznie potrafią zwiększyć poziom dobrostanu psychicznego społeczeństwa w którym funkcjonujemy. To są działania które wynikają ze zdrowej identyfikacji z grupą.

Natomiast człowiek narcystycznie identyfikujący się z tym samym wydziałem tak naprawdę będzie gdzieś podskórnie uważał, że my wcale nie jesteśmy tacy najlepsi. Taka osoba będzie dążyć do tego, żeby broń Boże nikt inny wokół nie kwestionował tego, jacy jesteśmy w nauce. Zamiast starać się pracować nad swoimi osiągnięciami, będzie głównie patrzył na to, jak inni go postrzegają i czy przypadkiem nie krytykują. Zjawisko to odkryły polskie badaczki Aleksandra Cichocka i Agnieszka Golec de Zavala. Jest to chyba jedno z najważniejszych odkryć polskiej psychologii społecznej ostatniej dekady.

Jeśli ktoś nie jest przekonany o tym, że coś jest z nim, jego rodziną czy grupą nie tak, to nie boi się zdemaskowania, tyko nie zgadza na ? w swojej ocenie ? oszczerstwo? Czy w ?zdrowym? podejściu jest miejsce na ochronę dobrego imienia swojego narodu?

Rozróżniamy sytuację, gdy jakiś człowiek czy jakaś grupa jest krytykowany przez wszystkich w sposób totalnie nieuzasadniony. Gdyby wszystkie wiadomości na temat Polski w mediach sprowadzały się do określenia ?polskie obozy zagłady? i obciążania Polaków winą za Holokaust, ale nikt nie pisałby o polskich skoczkach narciarskich, o osiągnięciach polskiej gospodarki, o polskiej integracji z Unią Europejską czy też o sukcesach polskich naukowców – to wtedy oczywiście należałoby się tym przejmować. Nie wymagałoby to komponentu narcystycznego. Natomiast w sytuacji, w której te wypowiedzi są bardzo rzadkie, można mówić o problemie narcystycznego utożsamiania się z narodem. Reakcja narcystyczna powoduje przeczulenie na podobne informacje. Ilość czasu i energii poświęcona przez polską dyplomację na walkę z określeniami ?polskie obozy? świadczy o tym, że mamy do czynienia właśnie z identyfikacją narcystyczną. Rzadko tak walczymy o wizerunek Polski jako kraju sprawnego, potężnego swoimi osiągnięciami gospodarczymi. Wiele krajów ma swoje placówki dyplomatyczne w amerykańskiej Dolinie Krzemowej i w ten sposób promują działania przedsiębiorców i naukowców swojego kraju. Tymczasem polska dyplomacja skoncentrowana jest na walce z określeniem, które ? choć skandaliczne ? to jednak jest niszowe, no i czysto historyczne.

Kilka lat temu zbadaliśmy zachowania internautów – jak często w wyszukiwarkach Google ktoś wpisuje hasło ?polskie obozy zagłady? lub ?polskie obozy koncentracyjne?, w porównaniu do określeń ?niemieckie obozy?? czy ?nazistowskie obozy??. To określenie  pojawia się wyjątkowo rzadko. Jedyne wzmożenie nastąpiło, kiedy Barack Obama użył tego określenia, po czym oczywiście się z tego wycofał.

Czy w tym przypadku można mówić o rzadkości? Jedna wypowiedź prezydenta Stanów Zjednoczonych może mieć większy zasięg i oddziaływanie niż nawet kilka tysięcy wypowiedzi internautów…

Tak, oczywiście. Ale dodałbym do tego znaczenie tych słów w języku angielskim. Dr Lucas Mazur, który zrobił doktorat na Uniwersytecie Clark, po czym przebywał w naszym Centrum jako stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej, a teraz pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim, w opublikowanym na łamach Psychology & Society artykule przedstawił niezwykle istotne badania na ten temat. Przedstawiał Amerykanom historię zbrodni dokonanych przez Niemców w obozie w Sobiborze. W jednym warunku eksperymentu badani czytali informację o ?obozie koncentracyjnym na terenie dawnej Polski?, w drugim o ?polskim obozie koncentracyjnym?, a w trzecim po prostu o ?obozie koncentracyjnym? (przy czym z poprzedniego zdania jasne było, że był to obóz niemiecki). Były zatem trzy warunki eksperymentalne. Następnie badacz wracał do swoich badanych i zadał im pytanie o odpowiedzialność różnych grup narodowych za Holokaust ? w tym i Polaków. Dr Mazur zauważył, że nie ma żadnej różnicy w ocenach pomiędzy tą grupą, która czytała o ?polskich obozach?, a tą grupą, która czytała o obozach koncentracyjnych tworzonych przez Niemców. Wygląda więc na to, że to określenie w języku angielskim ma wyłącznie wydźwięk geograficzny i nie wzbudza przekonania o polskiej odpowiedzialności za Holokaust. W języku polskim określenie takie sugerowałoby sprawstwo polskie, natomiast w języku angielskim ? nie. Badanie zostało przeprowadzone na amerykańskim panelu badawczym MTurk, na próbie mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Zresztą kolejne jego badanie potwierdziło te wyniki.

Podsumowując, uważam, że szczególne wyczulenie na krytykę Polski, czego przykładem jest tworzenie specjalnych ustaw umożliwiających ściganie za używanie określenia ?polskie obozy?, to przejaw narcystycznej tożsamości narodowej.

Prof. dr hab. MICHAŁ BILEWICZ (ur. 1980 w Warszawie) jest pracownikiem Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego i kierownikiem Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Laureat programów FNP: START (2007,2008) i FOCUS (2009). Jego badania dotyczą problemów pojednania, mowy nienawiści, dehumanizacji, uprzedzeń i kolektywnych emocji moralnych.

Przeczytaj także: Człowiek potrafi się zmienić –  dr. hab. Michałem Bilewiczem, psychologiem społecznym, rozmawia Anna Mateja

Cofnij