Fundacja na rzecz Nauki Polskiej obchodzi w tym roku 25-lecie swojej działalności. Z tej okazji zaprosiliśmy 25 laureatów naszych programów do rozmowy o tym, jak się ?robi? naukę. Co ich fascynuje? Co jest tak ciekawe i ważne w tym, czym się zajmują, że zdecydowali się poświęcić temu większą część życia? Jak osiąga się sukces?
Bohaterki i bohaterowie wywiadów to badacze, którzy reprezentują wiele odległych od siebie dziedzin, są na różnych etapach kariery naukowej i mają różnorodne doświadczenia. Łączy ich jedno ? uprawiają naukę na światowym poziomie, mają na koncie imponujące osiągnięcia, a w swoim bogatym CV ? różnego typu wsparcie od FNP. Kolejne wywiady będą ukazywać się cyklicznie na stronie FNP.
Zapraszamy do lektury!
Rozwój zależy od ludzi
Z profesorami Krzysztofem Palczewskim i Maciejem Wojtkowskim, prowadzącymi wspólnie interdyscyplinarne badania nad mechanizmami widzenia ludzkiego oka, rozmawia Patrycja Dołowy
PATRYCJA DOŁOWY: Jesteście Panowie obaj laureatami Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej z 2012 roku. Spotkaliście się na uroczystości wręczenia nagród w Warszawie, porozmawialiście i postanowiliście połączyć siły. Rozpoczęta wtedy współpraca przyniosła bardzo obiecujące efekty. A co Was doprowadziło do tego momentu? Jakie były Wasze naukowe drogi?
KRZYSZTOF PALCZEWSKI: Dawno temu skończyłem chemię organiczną na Uniwersytecie Wrocławskim. Biologia od zawsze bardzo mnie pasjonowała ? rozumienie biologicznych procesów na poziomie chemii. Po studiach przeniosłem się na Politechnikę Wrocławską, gdzie obroniłem doktorat z enzymologii. Potem wyjechałem na ?post-doca? do Stanów Zjednoczonych. Tak się zaczęła moja kariera. Pracowałem na University of Florida w Gainesville, później na Oregon Health Sciences University w Portland, gdzie stworzyłem własne laboratorium. Przez 13 lat prowadziłem badania na University of Washington w Seattle, a od 2005 roku jest dyrektorem Wydziału Farmakologii na Case Western Reserve University w Cleveland. Mam tu swój zespół badawczy. Podstawy chemii, których się nauczyłem w Polsce, zacząłem wykorzystywać w badaniach nad procesami widzenia. Chciałem zrozumieć, jak podstawowe fizyczne procesy, takie jak światło, są zamieniane w sygnały na poziomie komórek. Jak te sygnały są modyfikowane pod wpływem chorób. Jak można, zarówno dziedziczone, jak i nabyte choroby związane ze wzrokiem, leczyć. By analizować, przyglądać się chorobom na takim podstawowym poziomie, potrzeba chemii i genetyki.
Pan razem ze swoim zespołem jako pierwszy skrystalizował i opisał strukturę rodopsyny oraz odkrył mechanizmy powodujące degenerację plamki żółtej siatkówki oka, która jest przyczyną utraty wzroku.
KP: Zajmowałem się białkami, które są receptorami, komunikują komórki ze światem. Rodopsyna jest jednym z nich. Białka te odbierają sygnały z otoczenia i przekazują go dalej. Dzięki temu komórka może przyjąć sygnał zewnętrzny i odpowiedzieć na niego. Zrozumienie, jak działają takie receptory w błonie komórkowej jest niezwykle ważne w kontekście poszukiwania nowych leków. Większość leków działa właśnie przez takie receptory. Jednak same analizy chemiczne nie wystarczają, żeby mieć pełny obraz. By obserwować zmiany, jakie z czasem następują w oku, konieczne są nieinwazyjne metody obrazowania. Wiele takich metod zostało rozwiniętych. Jednym z najważniejszych pionierów w tej dziedzinie jest Maciej. Bardzo było mi przyjemnie, kiedy przyjechałem wtedy do Warszawy i spotkałem takiego młodego i dobrze wyglądającego mężczyznę (śmiech). Profesor Wojtkowski zajmuje się naukowo-inżynieryjną stroną nowych metod obrazowania widzenia. Zaprojektował i skonstruował tomograf do badania siatkówki oka, który umożliwia obserwację patologicznych zmian siatkówki, takich jak jaskra czy zwyrodnienie plamki. Jego urządzenia zostały wyprodukowane i są używane przez lekarzy. To właściwie było oczywiste że mamy wspólne zainteresowania i aż się prosiło, żeby nawiązać współpracę, by nasze badania rozwijać i przenieść na nowy poziom.
MACIEJ WOJTKOWSKI: Ja z kolei okiem zainteresowałem się przypadkiem. Jako student miałem możliwość wyjazdu badawczego do Wiednia. Na Uniwersytecie Wiedeńskim zdobywałem wiedzę w grupie profesora Adolfa Ferchera, który zajmował się obrazowaniem i służącą temu aparaturą medyczną. Obrazowanie oka było wtedy największym wyzwaniem. Sprawa stała się ambicjonalna. Zajmowanie się okiem w tej dziedzinie należało do wąskiej grupy specjalistów, którzy stworzyli bardzo elitarny, nie mający konkurencji zespół. Postanowiłem rzucić temu rękawicę, co się okazało strzałem w dziesiątkę. Oko to naprawdę fascynujący temat. Wzrok jest głównym naszym zmysłem, pozwala na dobrą komunikację ze światem, a z drugiej strony, w sensie poznawczym, najbardziej nas ogranicza. W większości przypadków bazujemy na odbiorze świata związanym ze wzrokiem. To cały kosmos różnych zagadnień, a w szczególności tego, jak oko działa. Choroby oka, ich etiologia, są wciąż dość słabo poznane. Głównie dlatego, że są przeważnie związane z procesem starzenia. Badanie chorób związanych z wiekiem nie ma długiej historii. Dawniej bardziej istotne było, jak dobrze zszyć kogoś po rozcięciu mieczem. A przecież choroby wzroku są bardzo uciążliwe. O Krzysztofie Palczewskim słyszałem już dawno temu, jako o jednym z liderów badań biochemicznych związanych z funkcjonowaniem oka. Jednak wcześniej brakowało mi śmiałości, żeby nawiązać kontakt z tak ważną postacią. Gdy zobaczyłem go na rozdaniu nagród FNP, bardzo się ucieszyłem. I wtedy od razu pomyślałem, że byłoby cudnie współpracować i uczyć się od Krisa. Bo jego wiedza jest unikatowa i słabo reprezentowana w Polsce. Są fizycy, którzy zajmują się vision science, ale jest bardzo niewiele grup badających ten proces na poziomie biologii czy chemii. Wśród nich jest oczywiście zespół profesora Tadeusza Sarny na Uniwersytecie Jagiellońskim, z którym również współpracujemy. Natomiast takie spotkanie i światowa pozycja Krisa dawała wiele możliwości. I okazało się, że profesor Palczewski z kolei był zainteresowany nowymi możliwościami optycznymi.
Dlaczego to było takie ważne?
KP: Dostęp do oka, mimo że oko jest transparentne wobec światła, nie jest łatwy. Trudno jest otrzymać wysokiej jakości obrazy oka, szczególnie jeśli chce się obserwować zmiany, które następują w przeciągu wielu lat. Jak ktoś chce wynaleźć lekarstwo na jakąkolwiek chorobę, musi dysponować metodą badania efektu działania tego lekarstwa. Wszystko jedno, czy to serce, oko, czy cokolwiek innego. W przypadku wielu narządów można analizować krew, enzymy wątroby, ciśnienie, pracę serca. W analizie widzenia mamy metodę elektrofizjologiczną i obrazowanie. Więc uczymy się, jak oko działa. Można to sprawdzać na myszach, ale tylko obserwacja ludzkiego oka odzwierciedla, to co dzieje się konkretnie u człowieka. Możliwość dobrego obrazowania jest więc kluczowa, by diagnozować pacjenta i znaleźć lekarstwa, które zatrzymają albo odwrócą proces choroby. Maciej przez lata rozwinął różne metody obrazowania, projektował i produkował instrumenty optyczne. W swoim laboratorium ma wspaniałych ludzi, co też jest ważne: to, jakich szef ma ludzi, pokazuje kim jest. Celem naszej współpracy jest stworzenie najbardziej innowacyjnej metody do obrazowania funkcji oka. Ostatnie 15-20 lat to niesamowity rozwój tej dyscypliny. Wcześniej dostępna była tylko fluorescencja. Wstrzykiwano fluorescencyjne detektory do krwioobiegu i za ich pomocą obserwowano zmiany w oku. Ale można było otrzymać tylko obrazy naczyń krwionośnych w oku. Profesor Wojtkowski jest jednym z pionierów obserwowania dna oka. Fizyka wciąż dostarcza nam nowych możliwości wykorzystania oddziaływania światła z materią, w tym wypadku siatkówką. Możemy coraz precyzyjniej odpowiadać na pytania związane z funkcją oka.
Na czym będzie polegać ta nowa technika?
MW: Okazało się, że jeśli poświecimy sobie w oko laserem, który jest dla oka niewidoczny (emituje światło z zakresu podczerwieni), nasze oko zaczyna widzieć światło na takiej samej zasadzie, jakbyśmy świecili laserem kolorowym: zielonym, żółtym, niebieskim, czyli światłem widzialnym. Ten proces odbywa się na samych fotodetektorach: czopkach i pręcikach w oku ? elementach siatkówki. Jest to proces znany fizyce jako tzw. absorpcja dwufotonowa, używany bardzo często w mikroskopii. Na skutek absorpcji dwufotonowej światło jest emitowane i można je rejestrować, wykorzystując detekcję optyczną. Natomiast tutaj samo oko jest rejestratorem, który uaktywnia się na skutek absorpcji dwufotonowej. Do tej pory świat naukowy uważał (a ja z nim), że człowiek jest w stanie zobaczyć efekt absorpcji dwufotonowej tylko 2 razy w życiu: raz jednym i raz drugim okiem. Gęstość energii, niezbędnej do tego, żeby taki efekt zaszedł, wydawała się na tyle duża, że musiałaby zniszczyć siatkówkę. A tu, jak to bywa w naukach eksperymentalnych, zupełnym przypadkiem, okazało się, że jesteśmy w stanie widzieć światło, które jest bezpieczne dla oka, nie wyrządza krzywdy, nie daje efektów ubocznych, a jest wystarczająco silne, by zwykły proces widzenia zaszedł. Czułość siatkówki jest niezwykła. Trudno to porównać nawet do najlepszych detektorów, wytwarzanych przez człowieka. Dla nas to jest dobry poligon doświadczalny do sprawdzania fizycznych ograniczeń optyki, bo oko jest po prostu ekstremalne pod każdym względem. Oko jest też niezwykle złożoną, skomplikowaną, wrażliwą wypustką mózgu. Właściwie badając oko, możemy wymyślać zastosowania dla wszystkich możliwych metod mikroskopowych, i w dodatku możemy to robić na żywo. W krótkim czasie.
Na zdjęciu prof. Maciej Wojtkowski, fot. Magdalena Wiśniewska Krasińska
Krzyknęliście: Eureka?
MW: Obserwowaliśmy efekt, ale zupełnie nie mogliśmy sobie z nim poradzić. Nie wiedzieliśmy, co to jest. I wtedy Kris odwiedził nasz zespół. To jest piękny przykład na to, jak bardzo potrzeba współpracownika, który wie o oku wszystko. Zobaczył nasz efekt i nadał temu zjawisku zupełnie nowe znaczenie. Od razu umiał powiedzieć, że to jest coś, co może być atrakcyjne i ciekawe do badania i rozwijania. Dla nas to była początkowo tylko ciekawostka, którą chcieliśmy odsunąć na bok. Po impulsie od Krzysztofa zaczęliśmy ją zgłębiać i analizować. Profesor Palczewski zorganizował grupę współpracowników z całego świata ? interdyscyplinarny zespół, który w szybkim czasie pomógł wyjaśnić obserwowane przez nas zjawisko. W interdyscyplinarnym, międzynarodowym zespole byli ludzie, którzy umieli policzyć i opisać procesy, zachodzące na siatkówce, inni, którzy potrafili zrobić eksperymenty na myszach, grupa profesora Palczewskiego, która dostarczyła informacji na poziomie molekularnym, badając zmiany układu przestrzennego cząsteczek białka na wyekstrahowanej rodopsynie i nasza, która przeprowadziła badania na zdrowych ochotnikach. Zespół super fachowców z całego świata. W bardzo szybkim czasie byliśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie, co tam się dzieje. Dlaczego to widzimy. Publikacja na ten temat ukazała się w „PNAS” (?Proceedings of the National Academy of Sciences?). Wtedy zaczęliśmy myśleć, co można dalej z tym efektem zrobić. W co pożytecznego przekuć tę niezwykłą obserwację naukową. W tej chwili konstruujemy już trzecie urządzenie ? prototyp, bo dwa pierwsze miały tylko zastosowanie laboratoryjne. Urządzenie będzie służyć oświetlaniu siatkówki światłem podczerwonym. Pacjent odczuje to jak świecenie światła widzialnego, a my będziemy mogli diagnozować choroby oka we wczesnych stadiach. To jest nasz cel. Teraz podejmujemy współpracę z lekarzami okulistami.
Czyli zaczynacie myśleć nad wdrożeniem?
MW: Ze wszystkimi urządzeniami medycznymi jest tak, że zanim się je zacznie wdrażać, trzeba mieć pewność, że do czegoś służą. Jesteśmy na etapie tworzenia urządzenia, które pomoże zweryfikować nasze hipotezy i odpowiedzieć na nasze pytania. Tę weryfikację będzie już musiał przeprowadzić lekarz.
Powiedzcie o tej fazie.
KP: To najbardziej podniecający etap budowy urządzenia. Moment, który wiąże się z dużymi nadziejami na jego użyteczność. Już wkrótce zostaną zebrane wyniki. Najciekawsza część science. Mamy już wystarczająco dużo danych, by spodziewać się, że to urządzenie będzie użyteczne. To już nie jest koncept w laboratorium. Mamy prototyp przeznaczony do zastosowania u ludzi. Mój uniwersytet ma pozwolenie na takie zastosowanie. Teraz potrzebujemy grupy pacjentów ze zdefiniowanymi chorobami oczu, żeby pokazać, jakie nowe możliwości daje nasz instrument w porównaniu z istniejącymi urządzeniami. Maciej jest bardziej ostrożny niż ja. Ja mam nadzieję, że w ciągu kilku najbliższych lat te nowe urządzenia posłużą nie tylko do funkcjonalnego badania oka, lecz także do precyzyjnego obrazowania z dużo lepszą czułością. Dzięki temu będziemy mogli diagnozować ważne ze społecznego punktu widzenia choroby, takie jak jaskra, zwyrodnienie plamki żółtej związane z wiekiem czy retinopatia cukrzycowa. Jeżeli będziemy żyli wystarczająco długo, każdy z nas może je mieć. Dlatego to takie istotne. To praktyczny krok w naszych wspólnych działaniach. Sądzę, że jest początkiem długoletniej współpracy.
Czyli współpraca, która miała ogromny potencjał badań podstawowych, ma szansę rozwinąć się w stronę tworzenia bardzo przydatnych dla ludzi urządzeń.
KP: Pani mówi o czymś, co się po polsku nazywa badania wdrożeniowe, a po angielsku translational research ? czyli przekładanie tego, co analizujemy naukowo, eksperymentalnie na konkretne zastosowania. Ale żeby coś przełożyć ? trzeba mieć co przełożyć. Tłumacz też nie robi przekładu samego w sobie. Musi mieć tekst, umieć się na nim oprzeć i go rozumieć. Bez rozumienia nauk podstawowych, bez naukowej znajomości fizyki, chemii, biologii, nie ma nic do przekładania. Nie można po prostu zaplanować projektu naukowego, którego celem będzie wdrożenie. To nie jest nauka. To, co jest wspólne, i dla Macieja, i dla mnie, i dla naszych zespołów, to że jesteśmy w stanie równolegle badać podstawowe zjawiska fizyczne, optyczne, biochemiczne, farmakologiczne. I dopiero w oparciu o tę wiedzę, ale też wiedzę innych, biorąc pod uwagę różne czynniki, zastanawiamy się nad zastosowaniem. Każde inne myślenie byłoby naiwne. By móc cokolwiek wdrożyć, trzeba mieć głębokie rozumienie i szacunek do badań podstawowych. Mając to, można myśleć o wdrażaniu. Na przykład nasza absorpcja dwufotonowa była odkryta przez Marię Goeppert-Meyer, późniejszą noblistkę (drugą po Marii Skłodowskiej-Curie kobietę noblistkę w dziedzinie fizyki) w 1931 roku w ramach jej doktoratu. Maria Goeppert-Meyer wskazała teoretycznie na możliwość molekularnej absorpcji dwufotonowej, ale zjawisko to zostało potwierdzone dopiero w latach 60., kiedy skonstruowano odpowiednie do tego lasery. A zastosowanie znalazło w latach 80. XX wieku. I potem już technologia laserowa rozwinęła się niezwykle szybko, bo wszystkie elementy były gotowe. Maria Goeppert-Meyer spędziła dzieciństwo na Śląsku, urodziła się w Opolu. Jej ojciec był profesorem medycyny, przyczynił się do zwalczenia epidemii zapalenia opon mózgowych w Katowicach w 1905 r., dziadek był profesorem prawa, a pradziadek, też profesor, ma pomnik we Wrocławiu w Ogrodzie Botanicznym, którego był twórcą.
MW: Gdy się pracuje nad ciekawymi tematami, zadaje właściwe pytania, to z tych pytań wcześniej czy później wynikają rzeczy, które muszą być w jakiś sposób przydatne. Czasem jest to kwestia przydatności w skali 200 lat. Tak było z fizyką teoretyczną. Sądzę jednak, że zawsze pojawi się możliwość wykorzystania. Bo abstrakcyjne pytania możemy sobie zadawać w nieskończoność i w nieskończoność biczować się akademickimi dyskusjami. To jest sztuka dla sztuki. Pokazywanie swojej nieograniczonej, wszechpotężnej wiedzy, z której nic nie wynika. Natomiast jeśli rzeczywiście, zamiast zajmować się eksponowaniem siebie, szukamy i próbujemy zrozumieć naturę, która nas otacza, to się musi kiedyś w oczywisty sposób przydać. Tak też widzę rolę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej ? wspierać i wzmacniać naturalne procesy rozwoju nauki. Dlatego to takie skuteczne. Jak w naszym przypadku. Możemy działać, zadawać ciekawe pytania, odpowiadać na nie, a przy okazji robić coś użytecznego, czego efekt jest szybko widoczny. Nasz przypadek pokazuje, że jeżeli stworzy się odpowiednie warunki, to w nauce wszystko przebiega w sposób swobodny. W tym sensie dzisiejsza nauka jest tym samym, czym była kiedyś. Człowiek wyszedł ze swojej chałupy, podrapał się po głowie i zaczął zaglądać pod ściółkę. Szukał tam czegoś i w końcu to znalazł, pod warunkiem, że nikt mu w tym nie przeszkadzał i że mu się chciało. Jeśli ktoś jest zainteresowany par excellence zadawaniem mądrych pytań, to współpraca tworzy się naturalnie, automatycznie. Wystarczy mały zapalnik.
W Waszym przypadku było to spotkanie na rozdaniu nagród FNP.
KP: Interakcja między naszymi zespołami pokazuje jak FNP jest ważna dla rozwoju nauki, dla powiązania ze sobą różnych laboratoriów, w kraju i za granicą. Te wszystkie działania, współpraca między Polską a Niemcami, Polską a Ameryką, które są wzmacniane przez Fundację, są nie tylko ważne dla Polski, ale i generalnie dla nauki. Profesor Maciej Żylicz i jego poprzednicy w niesamowity sposób, z wizją, byli w stanie wykreować coś, z czego my wszyscy Polacy powinniśmy być bardzo dumni. To nie jest moje stanowisko polityczne, tylko szczere przemyślenia, które chcę wypowiedzieć na głos. Widzę te wszystkie inicjatywy, ich poziom, ludzi w nie zaangażowanych. To jest bardzo budujące. Dużo dobrego zostało zrobione przez Fundację. Sam jestem niesłychanie wdzięczny za nagrodę, którą otrzymałem w 2012. Myślę, że to jest doskonały przykład, w jak nieplanowane i nieoczekiwane kierunki takie oddziaływania prowadzą. To, co dzięki Fundacji razem robimy, jest na najwyższym światowym poziomie i pozwala tworzyć najlepszej jakości innowacje.
Na zdjęciu prof. Krzysztof Palczewski (archiwum prywatne laureata)
Co w takim razie dalej?
KP: Naszych pierwszych instrumentów tworzonych na styku inżynierii, fizyki i fizjologii będzie można kiedyś użyć jako biomarkerów zmian w siatkówce. Profesor Wojtkowski jest nie tylko bardzo kreatywny, ale do tego miły, dobrze wykształcony. Jest fachowcem światowej klasy.
I ma świetny zespół.
KP: Niech Pani to podkreśli grubą kreską!
MW: To jest ciężka praca ludzi, którzy świetnie pracują i nam ufają. Kris świetnie motywuje ludzi. Ciekawe jest dla mnie poznawanie jego świata. Jak świetnie zarządza się takimi strukturami. U nas jeszcze do tego daleko.
Opowiedzcie o Waszych zespołach.
KP: Ja powiem pierwszy, bo jestem mniej skromny. Mam duży, około 20 osobowy zespół. Większość osób pracuje nad krystalografią i farmakologią. Jest też 2-3 osobowa grupa, zajmująca się implementacją obrazowania. Jedną z osób w tej grupie jest moja żona. Oświadczyłem się jej przed laty, bo pomyślałem, że to dobrze ożenić się z taką mądrą dziewczyną. Grażyna pracowała wcześniej w Seatle w laboratorium Siemensa. Tam bardzo dużo nauczyła się, pracując nad metodami akustycznymi. Wiele urządzeń USG w amerykańskich szpitalach to jej produkty. Gdy się przenieśliśmy do Cleveland, zmieniła długość fali.
MW: Grażyna Palczewska świetnie kieruje naszymi projektami. Razem z moimi ludźmi tworzy bardzo dobry zespół optyczny. Jest między nami doskonała komunikacja, dzięki temu możemy zrobić dużo rzeczy w krótkim czasie. Moja współpracownica Katarzyna Komar jedzie właśnie do USA, potem Patryk Stemplewski. Ta wymiana osobowa jest kluczowa. Grażyna ma też doświadczenie przemysłowe, a przy tym świetną orientację w optyce i metodach akustycznych. To nam daje dodatkową wiedzę o ostatecznym kształcie urządzeń. Jest też ekspertem w obrazowaniu małych zwierząt. Od lipca tego roku (2016) niejako od nowa buduję zespół w Instytucie Chemii Fizycznej PAN, gdzie zostałem zaproszony w ramach projektu CREATE finansowanego z środków europejskich ERA Chairs. Korzystając z wcześniejszych doświadczeń mogę kreować jeszcze bardziej profesjonalną i dynamiczną grupę. Takie przenosiny bardzo dobrze wpływają na motywację i pozwalają na zrzucenie balastu niepotrzebnych przyzwyczajeń. Mamy już grupę dobrze wykwalifikowanych ludzi. To jest serce. My dajemy twarz.
KP: I szyję na medale (śmiech).
MW: Dla rozwoju nauki promowanie ludzi to nasz najważniejszy cel. Nauka jest bardzo dynamiczna. Jak się patrzy na osoby, którym umożliwiliśmy działanie, na ich rozwój, to jest powód do satysfakcji.
Czyli jest nadzieja, że z polską nauką będzie coraz lepiej?
MW: Będzie tak dobrze, jak dobrze będziemy umieli wspierać ludzi, którzy ją robią.
KP: Chciałbym to jeszcze raz podkreślić ? siłą FNP jest to, że wspomaga ludzi. Budowanie budynków, kupowanie sprzętów jest łatwe. Tymczasem większość funduszy z FNP idzie do ludzi. Nauka jest jedna. Jej progres będzie zależał od ludzi, nie od budynków. Teraz mamy już trzecią generację po wojnie. Kraj odżywa właśnie poprzez wspieranie utalentowanych ludzi. Nie ma nauki lokalnej. Progres wiedzy nie jest narodowościowy, jest światowy. Młodym trzeba nieść iskrę zainteresowania życiem. Jak to jest? Jak to działa? Jak to można zmienić? Jak naprawić? ? powinno być wciąż na ich ustach. Jeśli uda się zaszczepić intelektualną ciekawość, reszta sama się rozwinie. Zawsze po takiej degradacji, jaka nastąpiła w czasie wojny, trzeba czasu, by wszystko odbudować…
MW: I wykorzystać zasoby, które się tworzą. Umożliwić ludziom efektywną pracę. Często sprawy rozbijają się o proste rozwiązania związane z zarządzaniem, których brak przeszkadza rozwojowi. Ale to wszystko jest do przejścia. Wystarczy trochę determinacji. Trzeba zawalczyć i tyle.
PROF. KRZYSZTOF PALCZEWSKI (ur. w 1957 r. w Sycowie) jest dyrektorem Wydziału Farmakologii na Case Western Reserve University w Cleveland (USA). Laureat Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w 2012 r. w obszarze nauk o życiu i o Ziemi.
PROF. MACIEJ WOJTKOWSKI (ur. w 1975 r. we Włocławku) kieruje Zakładem Chemii Fizycznej Układów Biologicznych powstającym w Instytucie Chemii Fizycznej PAN w Warszawie. Otrzymał stypendium FNP START (2003), subsydium POWROTY/HOMING (2006) Nagrodę dla Młodego Naukowca (EURYI) przyznawaną przez European Science Foundation, koordynowaną w Polsce przez FNP (2007), grant w programie TEAM (2011) oraz Nagrodę FNP w 2012 r. w obszarze nauk matematyczno-fizycznych i inżynierskich.
Przeczytaj także: